Popularne wpisy

Chanel Eyes Collection
Zobacz Wpis
Chanel Hydra Beauty
Zobacz Wpis
Burberry Complete Eye Palette
Zobacz Wpis
Na górę
8 mar

The Body Shop/ Seria z masłem Shea

Dziś recenzja liniowa składająca się z 4 składowych: mydła, masła do ust, żelu pod prysznic i balsamu do ciała. Wszystko to pochodzi od firmy The Body Shop i stanowi linię z masłem shea do skóry bardzo suchej a taką falami posiadam zwłaszcza w okresie zimowym, który pomalutku przemija akysz :] Wszystkie te produkty (prócz mydła) towarzyszyły mi podczas moich ponad dwutygodniowych wojaży. Przez ten czas żel otarł się o dno więc butelka nie wróciła do Polski (stąd brak na zdjęciach), balsamu ubyło jak na poniżej (oceniam na ¾) za to masełko minimalnie zmieniło swoją powierzchnię pobrania na wklęsłą, mydłem zaś myję rączki w domu i póki co kostka ma swoje pierwotne kształty.

Zacznę od kremowego żelu pod prysznic. Butelka to standard jesli chodzi o produkty tego typu firmy TBS, twarda, mały otwór, klik i otwarcie. Żel jest dość rzadki, bardzo kremowy o lekkim i przyjemnych zapachu orzechów czy coś w podobie. Ma niestety tendencję do spływania po ciele, nie pieni się, ale generalnie jakoś można go opanować i dość porządnie umyć nim ciało. Nie skusiłabym się na niego ponownie, ale kontakt z nim generalnie uważam za przyjemny. Ot myjek jak wiele innych z tym, że o podwyższonej cenie (chyba 19zł w salonie?).
Po umyciu ciała zabieram się za smarowanie nawilżaczem-ten tutaj ma pompkę co pozwala na racjonalne używanie, nie wyleje się nam za dużo, machnięcie wajchą w drugą stronę zamyka otwór dopływu w związku z czym przez cały okres wakacji i ciąglego przemieszczania się między hotelami nic nie wydostało się w sposób niekontrolowany na zewnątrz. Mała ilość wystarcza by wysmarować nim całe ciało, na którym po zastosowaniu pojawiała się warstewka na skórze, taka nie klejąca, przyjemna w odbiorze. Balsam stosowałam codziennie, nawet dwukrotnie po każdej kąpieli i wszystko byłoby cacy i produkt otrzymałby wysoką ode mnie notę ale pojawilo sie jedno za to duże “ale”.Wystarczyło bowiem przez dwa dni go nie zastosować (1,5 dnia wracaliśmy do Polski) by skóra wróciła do stanu opłakanego, z mega przesuszeniami i szorstkością 🙁 Jest więc to balsam z działaniem krótkofalowym, aktualnie ratuję skórę Clarins’em.
Jednak produktem, który najgorzej oceniam (bo mydło jak mydło, myje ręce w atmosferze przyjemnych zapachów, więc do rąk się nadaje) jest masełko do ust. Po pierwszych, pozytywnych wrażeniach przychodzi pełna analiza, która nie pozostawia złudzeń: masło nie nawilża ani nie odżywia moich ust. Nie przeszkadza mi mazianie palcem w pudełku, konsystencja jest kremowa, lekka, ładnie pachnie i smakuje! orzeszkami, ale znika w tempie natychmiastowym pozostawiając wargi spierzchnięte i suche :/


Ogólnie rzecz ujmując, gdyby nie fakt, że razem wzięte cztery produkty kosztowały mnie niewiele około 40zł (po regularnej cenie w salonie zapewne o wiele więcej) byłabym zła na ten zakup i na samą siebie, że dałam się namówić. Niestety te produkty TBS mnie zawiodły i co pewne ponownie nie zagoszczą na półce mojej łazienki.
Teraz czas na deser czekoladowy, który pachnie nieziemsko i mam nadzieję, że po pierwszych zachwytach moja ocena nie będzie wygladać jak ta tutaj, czego sobie i Wam życzę.
Obsession