Popularne wpisy

Chanel Eyes Collection
Zobacz Wpis
Chanel Hydra Beauty
Zobacz Wpis
Burberry Complete Eye Palette
Zobacz Wpis
Na górę
6 cze

Mój włos/ rzecz o olejach i linii Magnified Volume od CHI

Jakiś czas temu pojawiły się u mnie pierwsze wzmianki o tym jak i czym traktuję swoje włosy. Od tego czasu wiele się zmieniło, przede wszystkich pielęgnacja wzbogacona została o oleje, których onegdaj wystrzegałam się jak ognia. Nurtowała mnie i wzbraniała przed nimi myśl o koszmarnym zmywaniu, tłustości, która przecież na pewno pozostanie na włosach i tego typu problemy natury egzystencjalnej. Ale zewsząd napływały zachwyty nad tą formą pielęgnacji, poczytywałam blogi, które udzielały licznych wskazówek co i jak ugryźć by osiągnąć w pełni zadowolenie. No i spróbowałam. Na potrzeby moich z tym zmagań zamówiłam sobie u Agi (82Inez) oleje z Alverde, porzeczkowy oraz migdałowy, przy czym ten pierwszy nakładam po długości (nigdy na skalp, brrr szczerze tego słowa nie znoszę i wywołuje u mnie obrzydzenie, ponieważ nałożenie go w ten sposób może powodować wypadanie włosów, co w moim przypadku nasiliło by tylko to z czym borykam się od początku wiosny) natomiast drugi na końcówki. Nałożony na włos olej potrzymuję na głowie przez około 2h, bez przykrycia po czym zmywam. Tutaj odkryłam wyczytany u włosomaniaczek sposób na zmycie go przy pierwszym myciu (wielokrotne zmywanie wszak nie jest wskazane); mianowicie wcieram delikatnie na suchy włos szampon, po czym po chwili rozpoczynam masowanie na mokro już i myję włosy jak zawsze. Okazuje się, że ten sposób jest strzałem w dziesięć bowiem taka kombinacja usuwa oleje już za pierwszym razem. Te czynności staram się powtarzać 2-3 razy w tygodniu. Póki co zauważyłam miękkość i błysk, ale nie wiem czy to zasługa samych olejów bowiem po tym etapie nakładam inne specyfiki typu odżywki, maski i olejki na końcówki (już na umytych włosach).

Czym zmywam oleje i przy okazji nadaję czuprynie objętości co jest wskazane przy moim cienkich włosach? Aktualnie (od kilku tygodni) stosuję serię CHI od Ambasada Piękna, w skład której wchodzi szampon, odżywka oraz pianka (ok powiedzmy że ją stosuję ale o tym niżej). Przy okazji niniejszego, pielęgnacyjnego tekstu pokuszę się o recenzję tych produktów bo taki był zamiar pisania tego postu a to co wyżej stanowi prolog do meritum; uważam bowiem, że słowo wyjaśnienia należy się przy okazji tej treści, bowiem stosuję wszystkie te kroki jednocześnie i trudno mówić o kawałku, wycinku, który stanowi o całości czyli o kondycji moich włosów.
Szampon i odżywkę dostajemy w tożsamych, pękatych butelkach pojemności 350ml. Cały ten dizajn oraz funkcjonalność (otworek dozujący na klik) bardzo mi się podoba. Miłe to dla oka, łatwo się aplikuje na dłoń, słowem nie ma się czego przyczepić. Na opakowaniach umieszczono masę informacji, a ta która najbardziej mnie interesuje dotyczy składu, który przedstawia się następująco (w skrócie skondensuję najważniejsze informacje):
1/ Perłowy, dość gęsty szampon o świeżym zapachu: środek powierzchniowo czynny odpowiedzialny za gęsta pianę to olefinosulfoniany, podobno łagodniejszy od swych laurylowych sióstr 😉 , PEGi, proteiny jedwabiu, citral, który zapewne odpowiada za świeżość zapachu, worek chemicznych wzorów, których nie odczytami i mila wiadomość – brak parabenów.
2/ Gęsta i kremowa odżywka: alkohol cetylowy, który tworzy na włosach film, PEGi, jedwab, j/w citral i brak parabenów.


Generalnie duet zgrabny i zgrany, który polubiłam ja i moje włosy; nie są po umyciu splątane, oleje zmyte są porządnie a zapewnienie o dodaniu objętości czuprynie jest faktem, bo rzeczywiście trzeba przyznać że włosów jest więcej a przy tym są miękkie i dość gładkie. Cena za sztukę kształtuje się na poziomie 40 zł i wyżej. Za szampon tyle nie wydam ale za odżywkę czemu nie skoro sprzyja moim włosom.

Do duetu dołączyła również pianka, której przyznam szczerze, że mimo chęci nie używam bo ma ona jeden, zasadniczy mankament, którego nie sposób przeskoczyć. Mianowicie rzecz się tyczy dozownika. Niech ktoś mi wytłumaczy, najlepiej ten co to ten zmyślny sposób wymyślił, jak mam wydostać piankę ze środka? Małym otworkiem, który zazwyczaj zarezerwowany jest dla sprejów? Wstrząsam i wytrząsam dla podniesienia ciśnienia w pojemniku a miast pianki na włosach mam ciśnienie podniesione w organizmie bo nawet jeśli coś się wydostanie to jest konsystencji wodnistej i szczerze to nie chce mi się z tym wszystkim siłować. Topornie i opornie to wszystko idzie.

A więc temu kto wymyślił tę formułę należy się kosmetyczna malina roku, i ja ja przyznaję.


A co na końcówki? to już zależnie od nastroju lecz zawsze kropla, dwie z zestawu poniżej

A teraz poprosiłabym o propozycje olejków do włosów, których używanie jest ze wszech miar wskazane? Vatika?
Obsession