30
paź
Prócz tego że uwielbiam zasilać moje kosmetyczne zbiory nowinkami lubię też używać, a używam sobie do woli czego dowodem są puste pojemniczki zlokalizowane czasowo w reklamówce a zaraz postem w koszu na śmieci. Większość znalazła swoje miejsce na łamach bloga więc o masełku z papai od TBS, wyszczuplającym balsamie AA, żelach pod prysznic Balea i Isana (o modelu z masłem shea i owocem pasji (?) pisać z pasją nie zamierzam bo był słabiutki), balsamie do ust Loccitane, kremie do rąk (Phenome oraz migdałowym z Malwy) po raz wtóry zapisywać tu treści nie będę co by nie przynudzać 😉
Hitem, o którym grzechem byłoby nie wspomnieć jest tusz do rzęs Lancome Hypnose. Miniaturkę pojemności 2 mililitrów odnalazłam kilka miesięcy temu w Blogbox naszykowanym od Sroczki i od tego czasu służyła mi nieprzerwanie (niezły wynik!). Jest to absolutny lider w podkręcaniu, pogrubiani i radzeniu sobie z moimi lichymi rzęskami. Kolor jest głęboki, nic się nie osypuje, nie kruszy, słowem mistrz. Na pewno zaopatrzę się w pełnowymiarowe opakowanie, tusz zasłużył sobie na miejsce w mojej kosmetyczce, bo póki żyje nie napotkałam nic lepszego na mojej drodze.
Dalej jest już niestety gorzej i zachwytów nie będzie 🙁 Pokładałam ogromne nadzieje we francuskiej marce Caudalie i o ile mam swoich faworytów (o których mam nadzieję o nich niebawem napisać) tak Beauty Elixir, czyli woda zainspirowana eliksirem młodości samej królowej Izabelii Węgierskiej (chyba czas zrobić sobie powtórkę z historii :D), mnie nie zachwyciła. Powiem wprost: jestem wyprana z jakichkolwiek uczuć w stosunku do tego produktu, jest mi obojętny. Wierzyłam, że zgodnie z obietnicą wygładzi rysy twarzy 😉 ale także i przede wszystkim nada jej świetlistości. Niestety, mimo ciekawego składu (brak parabenów, składniki naturalne jak: winogrona, kwiat pomarańczy, róża, melisa, rozmaryn) nie odnotowałam nic, kompletnie nic; nawet przyjemności ze stosowania z uwagi na nieciekawy zapach i uczucie chłodzenia po zastosowaniu, którego szczerze nie znoszę. Podobno sama Victoria Beckham go używa, no cóż ta magia też na mnie nie podziałała 😉
130zł/ 100ml
130zł/ 100ml
Skład: Aqua (Water), Alcohol*, Citrus Auratium Amara (Bitter Orange)
Flower Water*, Parfum, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Oil*,
Potassium Allum, Glycerin*, Mentha Piperita (Pepermint) Oil*, Commiphora Myrrha Extract*, Styrax Benzon
Resin Extract*, Melissa Officinalis (Balm Mint) Leaf Oil*, Rosa
Damascena Flower Oil*, Vitis Vinifera (Grape) Fruit Extract*,
Citronellol*, Farnesol*, Geraniol*, Limonene*, Linalool*.
UWAGA! Poszczególne składowe różnią się miejscem w stosunku do tego podanego na wizaz.pl, czyli zmieniono być może proporcje, niektórych składników brak!
Tutaj, w przypadku oleju eterycznego do kąpieli i pod prysznic z Zielonej Apteki, mam mieszane uczucia. Długo się przekonywałam z uwagi na sosnowy (?) zapach oraz nieciekawy skład (m.in.SLS, PEG, DMDM). Gdy okazało się, że czas ucieka nieubłaganie i za chwilę produkt straci swą ważność zabrałam się sumiennie za używanie i nagle doznałam olśnienia. O ile skład od stania w łazienkowym koszyczku się nie zmienił tak zapach relaksował a obfita piana, która wytwarzała się pod strumieniem wody szalenie mi się podobała. Według tego co pisze producent produkt ma prócz działania j/w nawilżyć skórę, wygładzić ją a nawet przywrócić jej zdrowie 😀 no nie wiem, chyba w bajki to włożę. Natomiast mogę uwierzyć,że ma działanie antybakteryjne, przeciwzapalne i antyseptyczne i pomaga w przemęczeniach z uwagi na zawartość eterycznych olejków z drzewa herbacianego, które z tego słyną (tylko dlaczego w składzie olejek ten jest daleko, daleko hen?). Nie powrócę jednak. Żegnam się. Około 14zł/ 250ml
Skład (INCI): Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Polysorbate 20, Cocamide DEA, Glycerin, Calendula Officinalis Flower Extract, Melaleuca Alternifolia Leaf Oil, Parfum, Sodium Chloride, Disodium EDTA, DMDM-Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone,Citric Acid.
Szampon SenseOfBio spotkać można w osiedlowych sklepach, supermarketach ale jest to widok niezwykle rzadki. Według zapewnień producenta jest to ekologiczny produkt przeciw wypadaniu włosów (polecany do włosów normalnych, zawartość składników naturalnych sięga prawie 99%). Pomimo, że napis na froncie opakowania informuje nas o braku SLS znajdziemy tu inne detergenty:
1/ z rodziny surfaktantów anionowych, – ALS czyli Ammonium lauryl sulfate, nico łagodniejszy od SLS ale zawsze,
2/ Cocamidopropyl Betaine to detergent z grupy surfaktantów amfoterycznych oraz
3/ Coco glucoside z grupy surfaktantów niejonowych (te są zdecydowanie najłagodniejsze i do tego całkowicie naturalne).
Wszystko to bio, eko i natur za 27zł/250ml ale nie podobają mi się te wszystkie krzykliwe hasła w starciu z analizą składu. Prócz tego dobrze myje, pieni się, zmywa oleje ale wypadania włosów nie zahamował, czyli co? roli swej nie spełnił! Żegnam.
Wszystko to ląduje w koszu, w zamian pojawiają się nowinki sese To z zamówienia złożonego kilka tygodni temu u dezemki wszak nic w przyrodzie nie ginie 😀 Poprosiłam dla siebie czyścik Aqua Marina oraz balsam w kostce :] Zobaczymy jak się spiszą, póki co oferty Lusha zaledwie liznęłam i miałam jako taką przyjemność z bombami do kąpieli i świątecznym żelem pod prysznic.