Witajcie po dłuższej przerwie. Wakacje które minęły z prędkością wręcz światła zaliczam do bardzo udanych i chyba nie pomylę się jeśli zaliczę do najlepszych w życiu 🙂 Wszystko co odkrywaliśmy, zwiedzaliśmy i przemierzaliśmy było niesamowite i co najważniejsze na własną rękę, nie ograniczone więc biurami podróży. W najbliższym czasie umieszczę notkę na ten temat, coś na kształt tej TUTAJ czyli jak w miarę tanio i bezboleśnie przemierzać świat 🙂
Tymczasem skupię się na tematyce wiodącej na blogu a więc na kosmetykach azjatyckich. Głównym miejscem do zaopatrywania się w produkty tego typu jest oczywiście w Tajlandii, Bangkok. Miasto to jest ogromne! przemierzanie więc kolejnych szlaków to konieczność złapania taxi, tuk tuka lub skorzystania z komunikacji miejskiej, którą jest trudno dostępny dla obcych autobus lub lepsze (bo z mapką linii w ręku) metro lub kolej naziemna. My prócz wspomnianych korzystaliśmy z roweru choć przy tym chaotycznym, lewostronnym! ruchu ulicznym ociera się to o szaleństwo 😀 Wybraliśmy się jednego dnia do centrum, po drodze zahaczając o upakowany galeriami handlowymi plac. Prócz typowych marek, które znajdziemy u nas w Polsce można tam spotkać również kosmetyki firm jak: Nars czy Laura Mercier. Ja postanowiłam skupić się tylko i wyłącznie na azjatach. Jakie było moje rozczarowanie gdy po analizie planów okazało się, że we wspomnianych kompleksach mam jedynie Etiude House oraz Tony Moly 🙁 Nie zważając na ubogość pokierowałam swe kroki ku wspomnianym. Wewnątrz lepiej nie było, raczej niewiele na półkach, ceny wysokie, widok niezbyt zachęcający do zakupów, które i tak poczyniłam. W środku miasta udało mi się przypadkiem wpaść na Oriental Princess i drogerie Karmart, w których znalazłam kilka znanych mi marek, w tym także essence 😀 Na lotnisku w miejscowości Krabi trafiłam natomiast na Skinfood i ponownie na Etiude House, miło.
Jeśli chodzi o kobiety w Tajlandii zwróciłam uwagę na trzy wiodące “nurty”. Po pierwsze dbałość o włosy (czy też po prostu piękne włosy?), w większości gładka cera oraz… pięknie podkreślone brwi, ewidentnie z użyciem cienia. Ci co mnie znają wiedzą o moim upodobaniu do podkreślania brwi właśnie, dlatego po zakupie jednej paletki i wypróbowaniu jej oraz zachwycie nad uzyskanym efektem, zakupiłam kolejnych kilka 🙂 Mówię Wam! najlepszy cień (u mnie do teraz królował Urban Decay) czy zachwalana zewsząd paletka essence mogą się schować 😉
Jeśli chodzi o kobiety w Tajlandii zwróciłam uwagę na trzy wiodące “nurty”. Po pierwsze dbałość o włosy (czy też po prostu piękne włosy?), w większości gładka cera oraz… pięknie podkreślone brwi, ewidentnie z użyciem cienia. Ci co mnie znają wiedzą o moim upodobaniu do podkreślania brwi właśnie, dlatego po zakupie jednej paletki i wypróbowaniu jej oraz zachwycie nad uzyskanym efektem, zakupiłam kolejnych kilka 🙂 Mówię Wam! najlepszy cień (u mnie do teraz królował Urban Decay) czy zachwalana zewsząd paletka essence mogą się schować 😉
No ok, a teraz przejdźmy do wizualizacji…
Pielęgnacja
od lewej: ptaśkowe kremy do rąk Etiude House, Skinfood krem myjący i próbaski kiwi oraz urocza brokułowa myjka od Tony Moly
od lewej: nawilżacze do twarzy od Oriental Princess, scrub z granatu Dalicia (nie wiem co to za marka ale bardzo fajny i krótki mamy tu skład) oraz czekoladowy scrub do twarzy Missha
I z bliska:
Kolorówka
Rozświetlacz do twarzy Oriental Princess
I mała odskocznia:
Uprzedzam pytania 😉 Nie, nie mam tendencji do chomikowania. Występujące tu podwójnie czy potrójnie produkty (lecz nie tylko) znajdą niebawem nowy dom 🙂