Zapowiadał się hołd, kult, nabożeństwo, podziw, szacunek, uwielbienie, zachwyt i estyma. Ostatecznie jest jednak niesmak, awersja, niezadowolenie i niechęć. Skąd tak skrajne emocje? Nie wiem gdzie chodziły słuchy jakoby azjatyckie cuda miały takie piękne, dobroczynne i w pełni naturalne składy, ale ja w to uwierzyłam. Tak bardzo, że gdy sięgałam po poniższy peeling do twarzy od Missha, bo o nim tu dziś mowa, kompletnie zapomniałam by zanalizować inci (ok, miałam mało czasu, upał mi się chyba też dał we znaki, mój błąd). Ale kurcze! w cenie około 50zł (na sieci po 15-22$ zależnie od miejsca) mamy na dzień dobry olej mineralny a dalej polietylen jako zdzierak (to niewybaczalne), PEGi i ogonek parabenów.
Temat ratuje upakowane masło shea, kakao, olejek macadamia, oliwa z oliwek, olej z pestek winogron i z awokado, miód, woda lawendowa oraz ekstrakt z rumianku.
Niemniej ta pierwsza, nieprzyjemna część sprawia, że mimo że stosowanie i efekty są bajeczne po produkt ponownie nie sięgnę; zresztą dostępność jest ograniczona i raczej dla ludzi, którzy lubią “babrać się” w ebay’owym grajdołku 😉
No dobra ale odchodząc od minusów, co trudne, co to za produkt i z czym to się je? 😀 Peeling jest z rodzaju topornych, mocno zbitych i z uwagi na zawartość olejków nieco tłustawy. Po otwarciu naszym oczom ukazuje się smakowity obrazek w postaci ciemnej czekolady, obłęd. Dodatkowo zapach powala na kolana bowiem aromaty są iście kuchenne, zero sztuczności, samo kakao ze szczyptą…kakao! no obłęd do kwadratu. Przyjemności jest tu wiele i także w zakresie nanoszenia niewielkiej ilości jak i szorowania tą odrobiną buźki. Producent zaleca by “polerować” 2-3 minuty ale wierzcie mi, ma się ochotę na więcej i dużej. Odwodzi mnie od tego jedynie fakt, że peeling jest z rodzaju intensywnych i mocnych w swym działaniu więc nie chciałabym przedobrzyć a więc w rezultacie zaszkodzić. Po wykonanym zabiegu skóra jest gładziutka, czyściutka i elastyczna (żywię nadzieję, że za sprawą olejków i ekstraktów;)
Peeling pojemności 70 gram umieszczono w ciężkim pojemniczku z matowego szkła. Dzięki upakowanym gęsto konserwantom mamy 12 miesięcy by go od pierwszego otwarcia wykończyć. Zrobię to z przyjemnością choć nie podaruję tego kulawego ciut składu. Dlatego jest to moje pierwsze i ostatnie opakowanie. A zapowiadał się najlepszy scrub w dziejach ludzkości 😉 echhhhh
INCI: Mineral Oil, Theobroma Cacao (Cocoa) Shell Powder, Glycerin, Polyethylene, Macadamia, Ternifolia Seed Oil, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Polybutene, Ozokerite, Petrolatum, PEG-7, Glyceryl Cocoate, Sorbitan Sesquioleate, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Bentonite Silica, Polyglyceryl-2 Laurate, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Polysorbate 20, Methylparaben, Fragrance, Propylparaben, Butylparaben, Honey Extract, Tocopheryl Acetate, Lavandula Angustifolia (Lavender) Flower Water, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, BHT