Popularne wpisy

Chanel Eyes Collection
Zobacz Wpis
Chanel Hydra Beauty
Zobacz Wpis
Burberry Complete Eye Palette
Zobacz Wpis
Na górę
17 paź

Balea… kilka minirecenzji

Nigdy nie kryłam, że uwielbiam zakupy w niemieckiej drogerii DM. Nie było też tajemnicą, że chętniej i częściej ściągałam z półek produkty z logo “Balea”, natomiast z “Alverde” było mi jakoś nie po drodze. Nie ma co doszukiwać się tu większego sensu czy drugiego dna 😉 tak po prostu mam. Większość więc recenzji czy denek, gdzie były umieszczone produkty “Balea” miała wydźwięk pozytywny i naszpikowany zachwytem pomieszanym z ochami! i achami! Dziś jednak będzie zupełnie inaczej i raczej krytycznie, choć by osłodzić nieco temat na końcu umieściłam szczyptę uwielbienia.

Po pierwsze! nie sądziłam, że wypowiem się źle o szamponach “Balea” tym bardziej, że bardzo chwaliłam sobie dotychczas wersję z rozmarynem i melisą (rewitalizująca) oraz wiśniowo-jaśminową  (dodająca objętości). Ta malinowa niestety nie sprzyjała dobrej kondycji moich włosów. Ok, one ostatnio w ogóle nie są w dobrej kondycji ale żeby tak nic pozytywnego nie wnieść? ni odrobiny? Może należy przyjąć, że szampon jest do codziennego stosowania a więc jedynie do oczyszczania z zanieczyszczeń i środków do stylizacji? Jeśli tak, ok, pochylę się jeszcze raz nad tematem ale na pewno nie kupię ponownie mimo, że koszt jest śmiesznie niski i wynosi 0.65Euro za 300ml. Dla zainteresowanych dodam, że szampon pachniał pięknie słodkimi malinami a piana koloru jasno-różowego była obfita i gęsta (SLS).

Największy zawód sprawiła mi jednak pianka pod prysznic o zapachu egzotycznych owoców.  Był to koszmar. Wszystko nie tak jak powinno być. 150ml wystarczyło mi na zaledwie cztery czy pięć użyć o.O Wszystko przez toporną aplikację i zbyt zwartą a jednocześnie niemiłosiernie lejącą konsystencję, która wydostawała się przez otwór. Maź która wypływała strużką była koloru nijakiego i tegoż samego zapachu. Kompletna klapa, zero przyjemności. Macie to szczęście, że to edycja limitowana więc szansa, że nie natraficie na rzeczoną piankę.

Tutaj, w przypadku sprayu do włosów mam ambiwalentne odczucia. Niby coś tam utrwalenia odnotowałam ale przy tym straszną sianowatość i szorstkość włosów. To mój pierwszy raz w tej kategorii jeśli chodzi o produkty “Balea” i szczerze przyznam, że po takim wstępie nie mam ochoty na stylizację w jej wykonaniu.
Ceny niestety nie pamiętam, tak samo w przypadku pianki pod prysznic ale zapewniam, że więcej niż 2-3Euro nie zapłaciłam 😉 “Balea” słynie bowiem z niskich cen. Wszyscy Ci którzy mieli okazję na  zakupowe szaleństwo w drogeriach DM mogą to poświadczyć 🙂
Edit: widzę, że allegro oferuje piankę w cenie 19.90zł hmmm jest to kwota ewidentnie przesadzona, niemniej czasem nie ma wyjścia, trzeba sypnąć ciut więcej grosza.

Miłą odmianą okazało się natomiast lekkie masło do ciała “Afryka” z masłem shea i olejkiem arganowym. Odpowiada mi tu wszystko. Od orientalnego zapachu rozpoczynając, poprzez nawilżenie i gładkość, wydajność i cenę, na lekkiej, dobrze wchłaniającej się konsystencji kończąc. Nie wiem co prawda czy produkt ten jest wciąż na półkach bo to edycja limitowana ale jeśli kiedykolwiek na niego traficie koniecznie zainteresujcie się tematem. Prawdą jest, że niespecjalnie rekomendowałabym to masło dla skór suchych w okresie zimowym, gdzie sama potrzebuję cięższego kalibru ale na okres wiosna/lato czy dla skór bez większych wymagań będzie idealne. Opakowanie jest gigantyczne i mieści w sobie 500ml produktu więc wystarczy na długo. Moje się niestety kończy nad czym ubolewam niezmiernie.
Edit: na alledrogo masełko wisi w cenie 14zł więc cena całkiem, całkiem przyjemnie.
Znacie, któryś z powyższych? Macie swoje sympatie czy antypatie z logo “Balea”? Koniecznie się podzielcie 🙂
Obsession