Skoro już rozpoczęłam temat to płynę dalej z ulubionymi produktami kolorowymi do ust. Dziś na tapecie pomadka z kolekcji co prawda limitowanej, która ukazała się kilka miesięcy temu, ale że wciąż na stronie Mary Kay ma status “dostępna” postanowiłam słów kilka o niej zapisać. Mowa o nawilżającej pomadce True Dimentions, która w katalogu występuje w dziewięciu odcieniach, mi w udziale przypadły cztery KLIK. Moje połowiczne doświadczenie pozwala mi stwierdzić, że formuły znajdziemy tu różne przy czym ta o której dziś napiszę to ewenement. Pośród transparentnych propozycji Pink cherie odznacza się bowiem niesamowicie kremowym wykończeniem połączonym z lekkim matem.

Pomadkę Mary Kay True Dimentions otrzymujemy w metalowym, smukłym opakowaniu z dość nietypowym sposobem otwarcia. Popchnięcie/wciśnięcie od góry skuwki powoduje wysunięcie od dołu drugiej części, ten właściwej ze sztyftem.

Sam sztyft jest dość zwarty, ciut tępy podczas nakładania (mat robi swoje) ale generalnie gładko i szybko sunie po ustach pokrywając je zdecydowanie kryjącą warstwą. Mimo intensywnego koloru dość precyzyjnie można pomadkę nałożyć na usta, bezpośrednio ze sztyftu (z reguły nie mam zwyczaju używać do tego celu pędzelka, choć może to z mojej strony faux pas ;).

Uwielbiam tę pomadkę za piękny, głęboki i wesoły róż, krycie już przy pierwszej warstwie i trwałość na poziomie kilku godzin (5-6 z jedzeniem i piciem). Jedyny mankament to moje usta 😉 a właściwie ich kondycja czyli tendencja do wysuszenia. Pomadka w trakcie schodzenia potęguje ten stan rzeczy co sprawia, że sięgam po nią z przyjemnością ale rzadko. Niemniej trzeba jej oddać, że kolor ma niezwykle przyjemny i dlatego postanowiłam się z Wami podzielić tą moją małą przyjemnością 🙂