Czwartkowego poranka nic nie wskazywało na burzę która rozhula się na dobre po dziś dzień. Wszystko zaczęło się od jednego, niewinnego wpisu umieszczonego przez nieanonimową użytkowniczkę – blogerkę. Z tego zrobiła się lawina, której nie sposób zatrzymać, no chyba że późnymi godzinami i przekręceniem kluczyka w automatycznych drzwiach sklepu…. Biedronka. W grę wchodzą jeszcze opuszczone szlabany ale te jak wiadomo łatwo staranować.
Chodzi o małe, plastikowe, przezroczyste pudełka zawinięte zwojem folii i dodatkowo kawałkiem kartonu. Tak niewiele potrafiło zdobyć serca milionów, poruszyć z kanapy celem udania się na kosmetyczne zakupy. Sama zaliczyłam rundkę dwukrotnie. Pierwszy raz pudło przewijało się już na taśmie, nawet kod kreskowy maszyna sczytała. Prawda okazała się być jednak dla mnie bardzo bolesna, zapomniałam monet! nie mam wystarczająco dużo monet! Szybka reakcja kasjerki, wycofanie transakcji, mój smutek. Powtórnie, lepiej już przygotowana, powtórzyłam całą akcję w piątek wieczorem (czyli wczoraj), kiedy to oderwawszy mojego lubego od xboksowej konsoli, zaproponowałam spacer do dyskontu. Tym razem przygotowałam się lepiej. Miałam nadmiar banknotów, reklamówkę i jeszcze większe chęci podsycone kolejnymi, blogerskimi publikacjami.
Ej no mówcie co chcecie, ale też chciałam mieć swój osobisty organizer. Do tego sprytnie ułożyłam sobie w głowie plan, że o zawartości stanowić będą jedynie produkty firmy MAC.
Ej no mówcie co chcecie, ale też chciałam mieć swój osobisty organizer. Do tego sprytnie ułożyłam sobie w głowie plan, że o zawartości stanowić będą jedynie produkty firmy MAC.
Plan powiódł się w pełni. Pani przy kasie odliczyła pełną kwotę, która wynosiła 9 złotych i 99 groszy, ja spakowałam plastyk w torbę, pomaszerowałam zadowolona do domu, poukładałam sobie to wszystko w mej głowie oraz w niewielkim przegródkach no i odetchnęłam. Moim oczom ukazał się widok, który wynagrodził wszelkie wcześniejsze niedogodności…