Popularne wpisy

Chanel Eyes Collection
Zobacz Wpis
Chanel Hydra Beauty
Zobacz Wpis
Burberry Complete Eye Palette
Zobacz Wpis
Na górę
12 wrz

Bali, Singapur, Malezja

Witam Was serdecznie. Jestem opalona (kto widział by skóra od nadmiaru słońca schodziła z nóg? o.O), zrelaksowana i z mnóstwem energii dlatego zapraszam na powakacyjną relację z naszego wyjazdu obejmującego trzy państwa: Indonezję, Singapur i Malezję.

Gwoli przypomnienia nowo przybyłym czytelnikom; wszelkie nasze podróże organizujemy sobie sami, bez wsparcia jakiegokolwiek biura podróży. Tym razem w maju zakupiliśmy bilety lotnicze na trasie Warszawa-Dubaj-Kuala Lumpur i później trzy krótsze, wewnętrzne obejmujące odcinki: Kuala Lumpur-Bali, Bali-Singapur i Singapur-Penang (Malezja). Z wykorzystaniem samolotów (łącznie 7 lotów), taksówek, busów, autostopu i skutera przemierzyliśmy ponad 30 000km, w czasie których obejrzeliśmy malownicze krajobrazy pól ryżowych, herbacianych, liczne świątynie, wulkany, plaże na morzem Andamańskim i Południowochińskim oraz nad oceanem Indyjskim, lasy deszczowe, miasta i miasteczka, muzea, parki rozrywki, ogrody botaniczne i wiele, wiele innych atrakcji. Dziś chciałabym Was zabrać na małą podróż po tych miejscach i rozpocznę od tego, które zrobiło na mnie największe wrażenie.

To Singapur czyli Miasto Lwa. Czyste, nowoczesne, uporządkowane, z wieloma zakazami i drapaczami chmur. Jest ogromne i fascynujące. Z uwagi na koszty, które trzeba przeznaczyć na pobyt w tym miejscu byliśmy tam zaledwie trzy dni, maksymalnie wykorzystując czas. Oczywistym były odwiedziny w topowych miejscach, które kojarzą się z tym miejscem a zatem nie zabrakło zdjęć przy/w:

– Marina Bay czyli kompleksie trzech wieżowców, które zawierają między innymi ogromne kasyno i hotel zaś na dachu oryginalny basen, który znajduje się na 55. piętrze i scala te trzy budynki w jedną konstrukcję w kształcie łódki;
– Gardens by the Bay czyli metalowe konstrukcje, oplecione bujną roślinnością, która porasta teren mający ponad 100 hektarów. Park składa się z trzech ogrodów: Bay South Garden, Bay East Garden i Bay Central Garden. Głównym celem jest podniesienie jakości życia mieszkańców tego państwa-miasta poprzez powiększenie powierzchni zielonych terenów. Spotkanie tu mnóstwo turystów, spacerowiczów i ludzi aktywnie spędzających czas nad rzeką;
– Fontannie Merlin w postaci pół lwa, pół ryby który jest wizytówką miasta państwa;
– Esplanade – operze i centrum kulturalne z kopułą zaprojektowaną tak by przypominała swoim wyglądem owoc durianu (niewątpliwie najbardziej śmierdzącego owocu na kuli ziemskiej);
– Singapore Flyer czyli gigantycznej karuzeli/diabelskim młynie (koło to ma 165 metrów wysokości), z której roztacza się niezapomniany widok na panoramę miasta – z jednej strony na bogatą metropolię, z drugiej na zatokę z tysiącami promów i statków oraz na pobliskie malezyjskie i indonezyjskie wysepki.
– Muzeum cywilizacji azjatyckich, które prócz standardowych eksponatów, których można spodziewać się w tego typu miejscu, posiadała wystawioną gumową kaczkę, która w 2002 roku wygrała wyścig gumowych kaczek 😀 Wyścigi te polegają na wypuszczaniu do rzeki setek (niekiedy tysiąca) zabawek, a właściciel tej, która pierwsza dopłynie do mety, wygrywa. Dochody z wielkiego kaczego wyścigu przeznaczane są na pomoc potrzebującym.
– Wyspie Sentosa, która skupia w sobie pola golfowe, hotele, kasyna, butiki, parki tematyczne, kina 4d, Universal Studios, oceanarium, delfinarium, muzeum, szlaki rowerowe, plaże oraz inne atrakcje. Spędziliśmy tu cały dzień odwiedzając zaledwie ułamek wskazanych atrakcji, czyli te które bardzo chcieliśmy odwiedzić i które byłby na naszą, polską kieszeń (wejście do Universal Studios to koszt 150dolarów singapurskich/2osoby czyli coś ok. 450zł polskich dlatego mimo ogromnych chęci musieliśmy tę atrakcję pominąć).
Prócz tego odwiedziliśmy dzielnicę Little India, w której nocowaliśmy i Chinatown, w której się stołowaliśmy i gdzie kupiliśmy większość pamiątek a także przepiękny ogród botaniczny z ogrodem orchidei (zdjęcia z ogrodu poniżej).

Drugim miejscem które zrobiło na mnie wrażenie a które jest o zgoła innym charakterze to Bali (Indonezja). Znajdziemy tu zarówno kilkometrowe, białe plaże jak i te czarne, magmowe, wulkany, niezliczone świątynie, lasy, pola uprawne, powierzchnie ciche z dala od ludzi i te mocno skomercjalizowane. Mimo tego że Kuta jest typowo kurortowa a ilość ludzi o białej skórze przewyższa azjatycką rasę, zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, a dokładnie część dotycząca plaży. Jak żyję nie widziałam tak wspaniałego miejsca, nawet plaża w Acapulco nie wywołała takiego zachwytu… Tony alabastrowego piasku, ciepła woda, fale idealne dla surfowania, zapierający dech w piersiach zachód słońca.

Candidasa to miejsce na Bali, od którego rozpoczęliśmy i w którym na kilka dni postawiliśmy na całkowity relaks. Były piasek, palemki, basen, masaże i drinki 😉 Daleka jestem od długotrwałego czerpania z takich działań przyjemność ale dwa, trzy dni po męczącym transporcie samolotem i samochodem to było wybawienie i świetne przygotowanie przed dwoma aktywnymi tygodniami spędzonymi z plecakiem na plecach (na zdjęciu masowana to ja :D, dalej moje stopy).

W Ubud, gdzie kręcono film “Jedz, módl się, kochaj” z Julią Roberts w roli głównej też ulice pełne turystów. Zobaczyliśmy tu wspaniałe, ciągnące się w nieskończoność pola ryżowe oraz małpi las. Miejsce przyjemne ale po dniu spędzonym w tym małym, urokliwym miasteczku pojechaliśmy dalej…

Naszą podróż zakończyliśmy w Malezji. Ta, pomimo że pełna atrakcyjnych miejsc, podobała mi się najmniej (chyba wzięły górę porównania z Tajlandią, która wypadła w tym starciu zdecydowanie lepiej). To nie znaczy jednak, że nie odkryłam tam ciekawych obrazów, smaków i nowych doznań.

 

Petronas Twin Towers (dwa pierwsze zdjęcia poniżej) to bliźniacze wieże w Kuala Lumpur, stolicy Malezji. Ich wysokość szacuje się na 452 m co powoduje, że są to jedne z najwyższych budowli (wież) świata. Po zmroku, na granatowo, czarnym niebie, odpowiednio podświetlone wyglądają naprawdę imponująco.
Pokonując kolenie kilometry nie mogliśmy ominąć zachwycających chyba wszystkich pól herbacianych porastających wzgórza Cameron Highlands. Okoliczne wzgórza pokryte są albo tropikalnym lasem, albo wyjątkowo malowniczymi krzaczkami herbaty, albo kwiatami, a wśród tego wszystkiego można jeszcze znaleźć plantacje truskawek, ogrody różane, farmy owadów i motyli, wodospady, hinduistyczne i buddyjskie świątynie oraz kilka miasteczek z bardzo kolonialną atmosferą i świetną infrastrukturą turystyczną. Tutaj też panuje zgoła odmienny klimat niż w pozostałej części Malezji, klimat z temperaturą rzędu 15-20 stopni co daje wytchnienie od nadmorskich upałów.
Food and Travel czyli to co uwielbiam. Penang czyli wyspa u zachodnich wybrzeży Półwyspu Malajskiego to kolejny nasz przystanek.  George Town to miasto z najlepszym jedzeniem na świecie w 2013 roku według Lonely planet. Wypróbowaliśmy mnóstwa nowych smaków m.in. ciasteczek moon czyli słodkości na celebracje końca lata. To słodka, ciężka masa, maka ryżowa, nasiona lotosu i cale żółtko kaczego jaja. Płaskie kluski ryżowe – wstążki, z krewetkami, kiełkami soi, fishcake, pasty krewetkowej, chilli, jajek i sosu sojowego [Char Kway Teow]; Penang Laksa-zupa legenda, która bazuje na makreli, wyciągu z tamaryndu, trawy cytrynowej i chilli oraz paście krewetkowej (belacan). Do tego warzywka, poszatkowana zielenina, imbir, liście mięty i czasem sałata.
George Town słynie również z licznych murali Ernesta Zacharevica, artysty z Litwy, którego prace  są ze sobą tematycznie powiązane, opowiadają o zamiłowaniu ludzkości do podróżowania… W nas to zamiłowanie wciąż rośnie, już tęsknimy za kolejną wyprawą z plecakiem, już rozglądamy się dalej…


Obsession