Urban Decay Naked Ultimate Basics Eyeshadow Palette to najnowsza propozycja marki, która od lat przyzwyczaiła nas do makijażowych palet, o których posiadaniu marzy niejeden makeup geek. Sama gdy tylko po raz pierwszy ją zobaczyłam zapragnęłam ją mocno. Po pierwsze z uwagi na przepiękne, bogato zdobione opakowanie (no sami powiedzcie czy można przejść obok takiego cuda obojętnie? jeśli chodzi o takie złote pudełeczka to odzywa się we mnie typowa sroka) a po wtóre z uwagi na bardzo neutralne, matowe kolory, z których można korzystać na okrągło. Urban Decay Naked Ultimate Basics (239PLN, sephora.pl lub sklep internetowy Urban Decay) stanowi zbiór dwunastu cieni wraz z dwustronnym pędzelkiem (co zaskakujące korzystam z tych syntetycznych pędzelków marki, które są zazwyczaj dołączone do ich palet).
Wszystkie z zaprezentowanych w palecie kolorów odznaczają się aksamitnością dlatego nie ma tu (na szczęście) kredowego i topornego matu. Ciekawostką jest to, że mimo matu w nazwie i wykończeniu na skórze, w odpowiednim świetle w odcieniach: Blow, Magnet i Blackjack znajdziemy drobny shimmer, który sprawia że cienie po roztarciu są bardziej satynowe niż w matowe. W środku palety Naked Ultimate Basics znajdziesz: Blow – jasny, delikatny cielisty beż, Nudie czyli łagodny beżowy róż, Commando który jest subtelnym, jasnym brązem, Tempted – blady brąz, Instinct który jest jednym z moich pewniaków i który stanowi delikatny brąz połączony z szarością, taki lawendowy delikates, Lethal czyli brąz wpadający w czerwień (bardzo ciekawy odcień). Dolna “półeczka” to Pre-game – blady żółto-waniliowy bazowy cień, Extra bitter czyli palony pomarańcz, Faith – ciepły brąz, Lockout – nasycony, neutralny brąz, Magnet – przydymiony szary i Blackjack– ciepły czarny wpadający w brąz. Wszystkie cienie to takie delikatne, ciepłe kolory, którymi zmalujesz niejeden makijaż. Nadadzą się do lekkich, dziennych makijaży jak i do intensywniejszych w odbiorze, wieczornych. Cienie są świetnie napigmentowane (to co widzicie poniżej to efekt tylko jednego! pociągnięcia), genialnie się rozcierają i łączą ze sobą (jakiekolwiek niedociągnięcia tłumaczę jedynie brakiem moich umiejętności makijażowych). Ogromnym plusem jest sporych rozmiarów, kwadratowe lusterko. Wiem, że to żadna innowacja, w końcu zdecydowana większość palet takowe ma, ale w przypadku pozostałych Naked, te podłużne nie były specjalnie poręczne, zmiana kształtu zdecydowanie na plus.
Z paletami Urban Decay to u mnie jak z sinusoidą, niekiedy mam czas gdy używam intensywnie po czym nadchodzi okres kompletniej stagnacji. Ze wszystkich palet Naked aktualnie pozostawiłam sobie tylko dwie: dwójeczkę oraz Smoky, cała reszta poszła natomiast w nowe ręce (nie wliczając w to palety Vice 4). Z przyjemnością powitałam więc w swoich kosmetycznych progach pełną matów Naked Ultimate Basics bo wiem że będzie w ciągłym użyciu.
na ustach Guerlain La Petite Robe Noire 03 Red heels klik