Produkt, który gości dziś na łamach bloga to nowość w szeregach marki Eisenberg jak i moje wielkie odkrycie zeszłego roku. I nie będą to perfumy czy świetna pielęgnacja, do której przyzwyczaiła nas marka. Co to takiego? Hipoalergiczny dezodorant w sztyfcie. Zdziwieni? Sama byłam zaskoczona jego przyjemnym działaniem na skórze i szczerze nie sądziłam, że kiedykolwiek napiszę tu materiał na temat… sztyftu. Jednak ten jest naprawdę wyjątkowy. Wszystko dlatego, że zawiera olejki eteryczne perfum J’ose oraz kwas hialuronowy, który reguluje wydzielanie potu i neutralizuje przykry zapach. Kosmetyk pozostawia na skórze lekką bezbarwną powłokę, która szybko się wchłania. Dzięki odpowiedniej trzystopniowej formule: enzymy, peptydy z mleka, wyciąg z młodych pędów buka, regeneruje, stymuluje i dotlenia skórę. Poza tym nie zawiera alkoholu, parabenów i barwników, ani też soli aluminium, które mogą wywoływać podrażnienia i mogą/są być szkodliwe (faktem jest, że sama ich unikam).

Dwa razy dziennie aplikuję go z przyjemnością i cieszę się świeżością przez cały dzień. I być może brzmi to jak spot rodem z lat dziewięćdziesiątych ale tak właśnie jest. Od razu zaznaczę, że nie jest to typowy blokujący wydzielanie potu antyperspirant czy bloker. To sztyft, który neutralizuje przykre zapachy i sprawia, że czujemy świeżość. Wszystko za sprawą ukrytych w sztyfcie składników, o których wspomniałam wyżej oraz nuty zapachowej, którą znamy z kultowego zapachu Eisenberg czyli J’Ose Eau de Parfum. To kompozycja utkana z mięty i cytryny oraz ciepłych nut lawendy i mokki. Zarówno perfumy jak i sztyft to zapach eteryczny, podszyty ambrą, w którym wyczujemy lekkie nuty hmmm wody kolońskiej co sprawia, że jest to zapach nieco męski/ unisex. Zapach jest piękny, świeży ale na szczęście delikatny, więc nie kłóci się z innymi perfumami, których używam na co dzień. Ten delikatny kosmetyk pozostawia skórę aksamitnie gładką i subtelnie pachnącą. Uwielbiam go.