Wzięło mnie na kontemplacje natury lakierowej, bowiem po lekkiej i szybkiej przebierce okazało się, że mam spore tyły w prezentacji mojej lakierowej kolekcji, która ostatnimi czasu rozrosła się nie dość że w sposób niekontrolowany to ma już wedle rozmiarów mojej lodówki nieograniczone horyzonty. Miast masła, śmietany i pasztetu, znajdziemy w niej bowiem essence, opiaki i inne dziwaki małej objętości choć i te duże, osiemnastki w niej znajdziemy.
Poniżej to co w zakresie manicure pojawi się w ciągu najbliższych tygodni na blogu; dużo, wedle moich szacunków wiele za dużo. Dlatego na lodowce pojawił się wyimaginowany znak stop, który nie oznacza koniecznie końca obżerania się a nawet jeśli to tego lakierowego (w przenośni znaczy).

Jestem hardcorem, mam sobie to za nic bowiem obwieszczam, że dopóty nie zaprezentuję poniższych oraz (tutaj uwaga będzie heavy hardcore!) nie zużyję choćby minilakieru, nie zakupię nowej kolorowej buteleczki; pragnę tu w tym miejscu to obwieścić.