Ostatnio co prawda tradycyjną metodę z użyciem maszynki jednorazowej porzuciłam na rzecz depilatora niemniej przez znaczną część dorosłego życia używałam klasycznej metody, po którą sięgam po dziś dzień, od czasu do czasu, zwłaszcza gdy czas goni i nagli.
Pianka żurawinowa to nowość, która zgodnie z tym co pisze producent zalecana jest głównie do delikatnych miejsc jak bikini czy pachy. Zawiera ekstrakt z żurawiny, związki witaminy E, które mają nawilżać i regenerować skórę a także (tu uwaga!) chronić przed działaniem promieni UV (nie widzę nic takiego w składzie co by filtr przypominało).
Jej brat, melon, zawiera natomiast kompleks roślinny cytryny, pomarańczy i grejfruta (na opakowaniu jako AHA), który to ma skórę delikatnie peelingować ale też nawilżyć i zregenerować.
Oba produkty prócz owocowych ekstraktów zawierają w sobie moc parabenów oraz olei mineralnych.
I tak się szczerze przyznam zastanawiam czy ta cała mieszanka ma tak naprawdę duże znaczenie? Od pianki bowiem (jak i od innego produktu do depilacji w duecie z jednorazową maszynką, który spłukuję obficie wodą) oczekuję tego, że ułatwi mi proces golenia ale przede wszystkim zniweluje podrażnienia, które mogą ewentualnie pojawić się po procesie usuwania włosków a które tak bardzo lubią pojawiać się w delikatnych i podatnych partiach ciała (wierzcie mi na łydki wystarczy mi żel pod prysznic w tej roli).
I pomimo, że zapach obu mnie nie zachwycił, taki sobie lekko słodki nic specjalnego, a pianka ma konsystencję owszem kremową, ale to jeszcze nie to co ja lubię, bo ta jest lekka a lubię zwartą, konkretną (o tym kilka linijek niżej) tak jestem skłonna wystawić czwórkę produktom, które są a/ tanie (ok 6-7zł/200ml), b/ są wydajne i c/ sprawiają, że skóra pozbawiona jest podrażnień.
Może mają przy tym działanie nawilżające ale jakie to może być działanie skoro produkt na skórze jest przez moment po czym trafia wraz ze strumieniem wody do spływu a ja za każdym razem po wyjściu z wanny używam nawilżacza w postaci balsamu? :]
Edit: jeszcze mały minus za dość niedopracowany, nieco oporny dozownik.
To wszystko dają mi produkty Venus, przy czym jeśli miałabym pokusić się o koleje opakowanie chętniej sięgnęłabym po żel, który zachwycił mnie zapachem i konkretną konsystencją i to jest to co ja lubię, to jest coś co lubi moja skóra. Koszt jest nieznacznie większy – około 10/11zł za opakowanie pojemności 200ml, ale mam też wrażenie, że produkt odznacza się większą wydajnością od pianki wyżej.
A teraz panienka Zajączkówna wystąp! i powiedz moje drogie dziecko co preferujesz? 😀