Popularne wpisy

Chanel Eyes Collection
Zobacz Wpis
Chanel Hydra Beauty
Zobacz Wpis
Burberry Complete Eye Palette
Zobacz Wpis
Na górę
27 kwi

Tajlandia, Kambodża

Naszą azjatycka przygodę rozpoczęliśmy w zeszłym roku kiedy to na przełomie czerwca/lipca 2012 wystartowaliśmy z poszukiwaniem tanich biletów na trasie Europa-Tajlandia. Najczęściej odwiedzane serwisy to fly4free.pl oraz lotter.pl. Po kilku tygodniach ciągłego śledzenia promocji, jest! Na niemieckiej stronie seat24.com trafia się nie lada gratka, cena kusząca, termin dogodny. Szybko kupujemy dwa bilety z Berlina i czekamy do kwietnia 2013 roku. Przez kolejne miesiące nie robimy właściwie nic 😉 zakładamy bowiem, że noclegi i transport załatwiać będziemy na miejscu. Jedyne co zakupiliśmy to bilety na Polskibus by dostać się do Niemiec i z nich powrócić (akurat w lutym trafiliśmy na promocję co pozwoliło nam kupić bilet za 10zł/jedna strona/1os) oraz dwa loty wewnątrz Azji by zaoszczędzić czas potrzebny na przebycie tras długości ok. 1000km (najtańsze linie to AirAsia, której nitek połączeń jest od zatrzęsienia, nawet do Australii do której nota bene mieliśmy już rzut beretem i żałowaliśmy, że nie zdecydowaliśmy się ostatecznie na takie połączenie, no nic co się odwlecze 😉 Dzięki tym lotom przebyte trasy wynosiły nas około 1.5h czasu, pociągiem czy autobusem jechalibyśmy około 14h, ceny podobne w obu przypadkach więc wybór samolotu był oczywisty.
Nastaje wyznaczony termin. Zaopatrzeni w wydrukowane mejle potwierdzające zakup biletów (na azjatyckie linie odprawiliśmy się on line), paszporty, karty płatnicze (nie mamy tajlandzkich batów bo i skąd? ni dolarów, które będą nam jednak potrzebne  ani też euro) i plecaki, które w tanich liniach będą robić za bagaż podręczny więc nie przekraczają 8kg, opuszczamy granice kraju.
Poznań-Berlin=4h, kilka godzin oczekiwania na lot, Berlin-Abu Dabi (przesiadka)=8h, Abu Dabi-Tajlandia= ok. 6h, “transfer” z lotniska do miasta (oczywiście miejskim autobusem by było taniej)=2h. Ponad 10tys. przebytych kilometrów i jesteśmy na miejscu.
Odwiedzamy kolejnych kilka guesthouse i zatrzymujemy się przy trzecim. Zakładamy, że wszelkie noclegi mają spełniać następujące kryteria: tani (20-25zł/1os/noc), z łazienką i wiatrakiem (przy temp. rzędu 40-45stC w ciągu dnia i 20-25stC w nocy jest to dodatek niezbędny). To wszystko. Wierzcie mi w krajach, w których istnieje turystyka nie ma problemu z poszukiwaniem łóżka do wyspania się. Nie ma potrzeby bookowania prędzej, przepłacania i rezerwowania w ciemno. Zawsze na miejscu obejrzeć można jak rzeczywiście wygląda pokój i o targowanie się łatwiej 😉

 

Rankiem następnego dnia wsiadamy na statek i płyniemy na rajskie plaże a tych w Tajlandii nie brakuje. Bardziej lub mniej hałaśliwe, zatłoczone i bezludne, imprezowe i kameralne, każdy znajdzie coś dla siebie. Spanie najczęściej w domkach typu bungalow; kto się boich robali tych naziemnych i latających proponuję uzbroić się w dobry odstraszacz 🙂 Uroki ciepłych miejsc hie hie
Rozwinięta sieć taxi boat zawiezie Was dosłownie wszędzie, kwestia jedynie ceny, trzeba się targować. W Tajlandii zawsze trzeba się targować 🙂
Przez kolejne trzy dni wypoczywamy na piaszczystych plażach z trójką spotkanych na lotnisku polaków. Prócz naszego stałego miejsca pobytu odwiedzamy plażę na której kręcono film “The Beach” z Leonardo DiCaprio, plażę zamieszkałą przez małpy, jaskinie i pływamy z rurką oglądając rafy koralowe.


Zmieniamy miejsca pobytu pozostając w ciągu kolejnych kilku dni w okolicach morza Andamańskiego.

Wybieramy się na wyprawę po dżungli na słoniach, na safari, do świątyni tygrysa gdzie mamy okazję go pogłaskać, no nie sposób się nudzić 🙂

Po kilku dniach, wygrzaniu do granic możliwości czterech liter 😀 postanawiamy po dostaniu się lotem do Bangkoku nie zostawać w nim tylko zaraz po lądowaniu pojechać do Kambodży by obejrzeć cud świata-ruiny Angkor Wat. Szybko dostajemy się przylotniskowym autobusem do terminalu i po 5h i wydaniu 220batów (22zł) jesteśmy na granicy z Kambodżą. Godziana 18sta to w Tajlandii czas gdy zapada zmrok, mimo to decydujemy się na trzygodzinną podróż “taksówką” do docelowego miasta Siem Reap (koszt ok 20$, nie ma zmiłuj). Docieramy na szczęście cali i zdrowi. Naszym oczom ukazuje się Kambodża jakiej nigdy bym sobie nie wyobraziła, zewsząd pięciogwiazkowe hotele, zadbane miasto, wielu białych turystów. Z uwagi na trwający aktualnie Nowy Rok mamy nieco problemu by znaleźć nocleg ale ostatecznie się udaje. Następnego dnia wypożyczamy za 2$ rowery i wyruszamy obejrzeć świątynie (wstęp 20$).
Następnego dnia wsiadamy w mniej szemraną bo zamówioną w hotelu taksówkę i wracamy do granicy. Przesiadka na miejski autobus i po 5h jesteśmy w Bangkoku. Ten jest ogromny, na szczęście z pomocą taxi, tuk tuka (na te trzeba zdecydowanie uważać), metra, kolejki naziemnej, autobusów miejskich (tańszych bez klimatyzacji i bez okien i droższych z klimą), statków wożących z jednego brzegu rzeki na drugi, rowerów (uwaga! tutaj mamy ruch lewostronny, na ulicach panuje chaos), skutera czy też własnych nóg jesteśmy w stanie zobaczyć jego zdecydowaną część.
Niezliczone świątynie, pałace królewskie, muzea, parki a także pełne życie ulice (jedzenie, kluby, targi, także te wodne, tzw. floating market, tajskie masaże) i sex turystyka (tutaj naprawdę jest widoczna*), to wszystko czeka na turystę.*W Tajlandii prócz młodych tajek
do towarzystwa brani są podobno i młodzi chłopcy, przy czym o ile to
pierwsze zjawisko widziałam, drugiego nie. Prostytucja jest nielegalna
ale z powodzeniem uprawiana i przymyka się na to oko, tym bardziej że
taka kobieta nie jest tam źle odbierana (nie tak jak ma to miejsce w
Europie). Często jest żywicielką rodziny, w przyszłości ma męża i po
prostu kończy z tym procederem.

Grand Palace i inne świątynie

Tuk tuk i market na wodzie. Robimy też wycieczkę do Kanchanburi by zobaczyć most.

Dzielnica Chinatown-tutaj znajdziesz wszystko, od jedzenia po podróbki wszelkiej maści elektroniki, akcesoriów i przedmiotów codziennego użytku także tych używanych. Jeden ogromny bazar. Ceny? Rolex za 20zł, okulary Ray Ban za 16zł, tablety za 100zł. Masakra. Patrząc na to wszystko nie daję wiary że kiedykolwiek walka z piratami się powiedzie. Wierzcie mi to nie do opanowania, tam wszyscy czymś handlują, tak żyją, na ulicy.

Piękny park Lumpini w samym sercu zatłoczonego i głośnego Bangkoku.

Ludzie w większości uśmiechnięci, chętnie się witają i rozmawiają 🙂

I to co tygryski lubią czyli jadło i napitek :] Prym wiodą tu noodle podgrzewane na ulicy (oni tu w większości wszystko i wszyscy jedzą na ulicy) w wielkim woku z jajkiem i mięsem, jajka, drób (kurczak), owoce i owoce morza oraz przyprawy jak curry, trawa cytrynowa i chili. Jedzenie jest ostre i przy zamówieniu najlepiej zaznaczyć, że chciałoby się łagodniej bo inaczej można się naprawdę sparzyć 😉 Trafiliśmy idealnie na sezon owoców. Prócz egzotyki jak durian (nie tak wcale śmierdzący jak się mawia), pitaja, mangostan, rambutan czy największy na świecie jackfruit, najbardziej zasmakowałam w rozpływającym się w ustach i słodkim mango a także ananasie (pokrojony na tace z wykałaczką to koszt około 2zł).
Do picia głównie woda (trudno o taką z gazem), soki, cola, piwo i świeży kokos.
Po 2.5tygodnia wróciliśmy do Poznania przemierzając dokładnie tę sama drogę. Wyjazd uważam za udany, nigdy nie zamieniłabym go na drogi i nudnawy pobyt w 5cio gwiazkowym hotelu. Na pewno do Azji jeszcze wrócimy, już myślimy o wyprawie Malezja-Bali-Australia ale to może dopiero w przyszłym roku. Jeśli macie pytania piszcie śmiało w komentarzach :)Co do ostatecznych kosztów hmm nie chcę tu rzucać konkretnych kwot. Powiem tylko, że w dwójkę wydaliśmy finalnie mniej niż krzyczy sobie niejedno biuro podróży za jedną tylko osobę i uwzględnia jedynie przelot, ubezpieczenie i śniadania w kilku gwiazdkowym hotelu (nie ma innych posiłków i biletów wstępu) 🙂

Obsession