Popularne wpisy

Chanel Eyes Collection
Zobacz Wpis
Chanel Hydra Beauty
Zobacz Wpis
Burberry Complete Eye Palette
Zobacz Wpis
Na górę
3 lip

Gorzkie żale

Przyznaję, że niewiele na moim blogu treści przesiąkniętych wylewającą się żółcią, ale w ostatnim czasie zebrałam kilka takich „perełek”, że nie sposób obok tematu przejść obojętnie. Niekwestionowanym liderem klasyfikacji jest suchy olejek do ciała Nutrition od Yves Rocher (choć wierzcie, wybór do prostych nie należał). Olejek na stronie producenta widnieje z opisem nafaszerowanym trylionem zalet płynących z jego stosowania. Są to między innymi: zauważalne odżywienie skóry, delikatność, gładkość i jej satynowość. Prócz tego wyczytamy pochwały nad jego nietłustym wykończeniem oraz flakonem, który pozwoli na łatwą i jednolitą aplikację na całym ciele. Dodać do tego formułę, która składa się w 99% ze składników naturalnych (Oh, really?) i… mamy niestety klapę bowiem takiego wysuszenia jak żyję dawno na moim ciele nie widziałam. No jakby pustynna burza przeszła przez każdy centymetr kwadratowy mojej skóry. Początki nie zapowiadały takiej burzy. Po kąpieli/prysznicu osuszyłam ciało i za pomocą atomizera sprawnie i szybko zaaplikowałam przyjemnie pachnący olejek, który następnie wklepałam choć dla tych którzy cierpią na chroniczny brak czasu ten etap mogą z powodzeniem pominąć. Prawdą jest, że aplikacja jest bezproblemowa a olejek szybko wchłania się w skórę nie pozostawiając uczucia tłustości. Sęk w tym, że nie pozostawia jej również odżywionej i gładkiej bowiem po kilku godzinach skóra jest spięta, szorstka, sucha czego wyrazem jest białość i łuszczenie się skóry :/ Takiej tragedii na mojej skórze nie doznałam już dawno i myślałam, że produkty które dają taki efekt przeszły już do lamusa a tu proszę. Być może skierowany jest dla mnie problematycznych typów skóry ale moją suchą potraktował okropnie. Normalnie niska wydajność (produkt wystarczył mi na 6 czy 7 zastosowań na całe ciało) byłaby widziana jako wada ale wierzcie mi stosowanie tego produktu to koszmar dla mojej skóry także cieszę się z tego pożegnania, już na zawsze.
Aktualna cena olejku, który jest nowością w szeregach firmy to 34.90zł zamiast 49.00zł (cena regularna) za opakowanie pojemności 100ml.
Drugim koszmarem minionego czasu było/jest Mleczko oczyszczające do demakijażu twarzy i oczu od Lirene z ekstraktem z lipy i arniki górskiej oraz olejkiem migdałowym. Sytuacja o tyle koszmarna, że skutki uboczne stosowania tego produktu odczuwalne są jeszcze długo po odstawieniu. W czym rzecz? Ano w tym, że prócz tego że nie spełnia swej podstawowej roli czyli nie daje rady z  demakijażem takich produktów jest podkład, tusz i cień (to bym jeszcze przebolała bo zawsze dodaję krok drugi w postaci micela), powoduje także, a właściwie przede wszystkim, koszmarne zapychanie mojej skóry czego efektem jest pojawienie się gdzieniegdzie ropnych wyprysków, uporczywych i długo gojących się. Dodam, że moja skóra jest z rodzaju gładkich (tak, wiem jestem szczęściarą) i nie imają się mnie żadne rozszerzone pory, podskórne grudki i inne tego typ historie. Skąd wiem, że to zasługa mleczka? Do tematu podchodziłam kilka razy i zawsze! powtarzam! zawsze finał był podobny. I choć jestem przeciwniczką tego typu poczynań połowa z 200 mililitrowego opakowania trafia do kosza. Koszt? 12zł/200ml.

Przy okazji gorzkich żali nie sposób nie wspomnieć o produktach do włosów od Aussie, które szturmem wtargnęły na polski rynek usadawiając się promocyjnie na rossmannowskich półkach. Na blogach też się rozpleniły z prędkością światła niczym chwast, taki chwast co to sieje spustoszenie. Nie wiem jaki był zamysł (prócz wiadomych zysków) ale nie jestem w stanie znaleźć tu żadnych pozytywów, no naprawdę mimo starań wszystko jest według mnie spartaczone.
Począwszy od składu (SLS, SLES, masa alkoholu i łańcuszek parabenów jak na drogeryjne produkty przystało), poprzez obrzydliwy zapach i niską wydajności na efektach kończąc. Moje włosy po stosowaniu wszystkich trzech kroków, czy to łącznie czy rozdzielnie to pasmo nieszczęść. Suche, szorstkie, matowe, bez życia. Generalnie przypiąć tu można z powodzeniem wszystkie synonimy słowa „szorstki” i będzie to znakomite tło dla tych kangurzych produktów. I choć mogłabym na tym zakończyć wbijanie bolesnych szpilek, zatrzymam się jeszcze i o obrzydliwości zapachu zapiszę tu słów kilka. Ja wiem że każdy ma inną wrażliwość i odbiór też może mieć szeroki wachlarz możliwości ale jak jeszcze raz usłyszę o powiązaniach rzeczonych produktów z gumą balonową to w stół uderzę. Wyobraźcie sobie sytuację: puka produkt do Twoich drzwi, rozpakowujesz a 40m2 mieszkanie wypełnia mieszanka gryzącego zapachu plastikowych opakowań. Nie otwierasz produktów bo chcesz skończyć to co aktualnie jest na tapecie a zapach plastiku wciąż i ciągle przez kolejne dni wierci Ci nozdrza. Męczące? Na szczęście po kilku dobach ustępuje by uderzyć po raz kolejny przy otwarciu i użyciu produktów. Prawdziwa męczarnia, mówię Wam 😉 Są różne oblicza fetyszu ale nie chcę mi się wierzyć że kogoś jara zapach tworzyw sztucznych XD Idzie tym rzecz jasna umyć włosy, nałożyć, wmasować ale wracamy do punktu wyjścia czyli do marnych efektów. Klapa proszę Państwa.
Produkty kosztują 20-30 zł  i dostępne są tylko w drogeriach Rossmann.

Wyrzuciłam to z siebie, od razu mi lepiej 😉

Obsession