Popularne wpisy

Chanel Eyes Collection
Zobacz Wpis
Chanel Hydra Beauty
Zobacz Wpis
Burberry Complete Eye Palette
Zobacz Wpis
Na górę
1 lut

Ptasiek od Etude House

Przyznaję, że kupując podczas azjatyckich wojaży (KLIK)  ten egzemplarz kremu do rąk kierowałam się tylko jednym: uroczym opakowaniem! Co prawda miałam ogromną chęć na produkty Etude House jako takie, ale gdy już znalazłam się w sklepie z uginającymi się pod ciężarem azjatyckich kosmetyków półkami, swój wzrok kierowałam chcąc nie chcąc na rozkosznych rozwiązaniach, a tych jak wiadomo na rynku azjatyckim jest mnogo.
 
 
Spójrzcie tylko na ten kartonik, na detale. Czyż można przejść obok czegoś tak miłego dla oka obojętnie? Ja nie potrafię i spośród czterech dostępnych wersji kremu do rąk (wiśnia, wata cukrowa, brzoskwinia i jabłko) skusiłam się na zielone Kakapo (Missing U Hand Cream I can fly – Kakapo).

 

Na szczęście prócz licznie występujących azjatyckich krzaków na opakowaniu odnalazłam wszelkie podstawowe informacje także w języku angielskim. Ze słów tam zapisanych dowiedziałam o przeznaczeniu kremu umieszczonego w małym, zachęcającym opakowaniu, że jest eko-friendly, nawilżający, wolny od parabenów, mineralnych olejów, etanolu i z składem następującej treści: KLIK. Znajdziemy więc w tym dość gęstym i żelowym wnętrzu  wosk pszczeli, ekstrakt z lawendy i rumianu rzymskiego (taka dzika roślina), prawoślazu lekarskiego (roślina zielna), wąkrotki azjatyckiej (boszzz jakie nazwy 😀 to też zioło), werbeny, aloesu i… silikony, które mnie martwią. Bo choć po zastosowaniu kremu skóra moich rąk jest nawilżona i gładka to nie mam pewności, czy w znacznej mierze nie stoją za tym silikony właśnie. A te jak wiadomo są przebiegłe i tylko powierzchnie i złudnie dają uczucie miękkości no i gładkości. Nie lubię ich mówmy sobie otwarcie. Gdyby nie ich obecność uznałabym, że jabłuszkowy (ciekawe skąd ten owoc tutaj?) krem jest wart uwagi. A tak oceniam go jako przyjemny dla oka gadżet, który kosztuje wcale nie tak mało bo około 30-35zł za pojemność niewielką, wynosząca 30ml.

Zapach nie powala choć można by spodziewać się aromatu zielonego jabłuszka.  Niestety takowego tutaj nie znajdziemy. Po ukręceniu głowy uroczego ptaśka mamy zapach kwaśny i wypłukany, no niespecjalny po prostu czy inaczej nie porywający.
Pytanie czy polecam? No nie oszukujmy się prócz wrażeń wizualnych nie mamy tutaj czego szukać. Skład jest niezły, cena średnia ale sam produkt nie zachwyca na tyle by sprowadzać go specjalnie z odległych zakątków świata 😉 
Podsumowując moje azjatyckie zakupy KLIK po czasie i po zużyciu większości przywiezionych pielęgnacyjnych pozycji jestem skłonna przyznać, że czuję lekkie rozczarowanie, głównie spowodowane kulejącymi często składami. Zresztą działanie też nie zawsze mnie w pełni zadowoliło/zadowala. No nie jestem w stanie spośród całej masy przywiezionych produktów wskazać tych wiodących, perełki za która dałabym się pokroić, a szkoda.
Obsession