Zgodnie z zapowiedzią, dziś kolejna część Nars’owych wpisów. Stwierdziłam, że koniecznie muszę Wam z bliska pokazać przepiękną czerwień z linii Audacious Lipsticks. Znajdziemy tam przeróżne odcienie czerwieni o wdzięcznych nazwach Lana, Rita, Marlene, Olivia no i Annabella, którą prezentuję w dzisiejszym pisie. To soczysta czerwień określana jako “poppy red” i rzeczywiście skojarzenia z polem usłanym czerwonymi makami jest jak najbardziej zasadne.
“Zuchwała” pomadka umieszczona została w dość ciężkim, metalowym opakowaniu zamykanym na magnes. Utrzymana w grafitowym klimacie z lekkimi tłoczeniami wygląda porządnie no i fajnie, lubię takie proste rozwiązania. Co prawda, jak w większości opakowań Nars, tak i tu nieuniknione jest pozostawianie śladów, ale na pewno łatwiej jest utrzymać w tym przypadku czystość niż ma to miejsce w gumowanych pudełkach Nars.
Sztyft pomadki z tłoczeniem, jak już wspomniałam, to soczysta czerwień, która przepięknie nosi się na ustach. Jest niezwykle kremowa i satynowa. Dzięki wysokiej pigmentacji i fantastycznej strukturze już za jednym posunięciem otrzymujemy piękny kolor, który nosi się długie godziny. Po kilku godzinach znika blask, natomiast nieco zmatowiony kolor zostaje zdecydowanie dłużej. Po nałożeniu czerwonej szminy zalecałabym wykonać trik z palcem tak aby pomadka nie odbiła się na zębach (w ten sposób ewentualny nadmiar pomadki pozostanie na palcu zamiast na zębach). Pomadki posiadam w dwóch kolorach i oby dwie noszą się cudownie. Nie wysuszają ust, przez długie godziny wyglądają bez zarzutu a ich komfortowa, satynowa struktura jest po prostu cudowna. Także z mojej strony pełen zachwyt i będę polecać przyjrzenie się im gdy już znajdą się stacjonarnie w perfumeriach Sephora.
Poniżej prezentacja pomadki Annabella Audacious Lipstick, obok piękny, przygaszony róż Anita, który prezentowałam Wam tutaj.