Popularne wpisy

Chanel Eyes Collection
Zobacz Wpis
Chanel Hydra Beauty
Zobacz Wpis
Burberry Complete Eye Palette
Zobacz Wpis
Na górę
30 gru

364 dni w obrazkach ;)

Faktem jest, że minione 364 dni przyniosły ze sobą mnóstwo kosmetycznych nowości. Wiele pośród nich są po dziś dzień moimi faworytami, sięgam po nie często, wracam, odkrywam na nowo. Jednak jest kilka takich pozycji, które w pełni zasługują na miano “produktu roku A.D. 2013”. Wzorem innych blogerek jak i lat poprzednich i ja stworzyłam listę kosmetyków które w ostatnim krótszym lub dłuższym czasie podbiły moje serducho. Postanowiłam zebrać to wszystko w jeden post tak by nie tworzyć tu niepotrzebnej “telenoweli” wzorem koleżanek 😉
Myślę sobie (i mam taką nadzieję), że nowy rok przyniesie fajne zmiany, zarówno w sferze blogowej jak i prywatnej. Mam wiele planów, kilka z nich pomału już realizuję, na inne przyjdzie czas, niemniej chcę i potrzebuję odświeżyć co nieco w swoim życiu, bardziej z niego czerpać, cieszyć się drobnostkami, nie spieszyć się, dbać zarówno o ciało, co niejako będzie kontynuacją dotychczasowych moich działań, jak i o ducha. Jeśli chodzi o to drugie to niby wiele zarzucić sobie nie mogę ale mam wrażenie, że byłam zbyt bierna dlatego zamierzam dodać do tego jeszcze trochę, dać coś od siebie, rozwijać się.
Tego i Wam Kochani życzę w nowym roku 🙂
A wracając do meritum… Właściwie wszystkie zaprezentowane dziś pozycje miały swój debiut na blogu, lubię bowiem dzielić się z Wami tym co dobre. 
Rozpoczynając więc od podstaw czyli pielęgnacji postanowiłam wyróżnić generalnie wszelkie dotychczas użyte przeze mnie produkty Phenome. Idea Phenome jest prosta i mnie zachwyca. Firma stawia, jak sama mówi, na naturą która ją inspiruje, dlatego we wnętrzu produktów znajdziemy składniki naturalne i organiczne substancje aktywne o wysokiej skuteczności, połączone z wodami roślinnym. W produktach firmy nie znajdziemy natomiast: parabenów, SLS, wazeliny/oleju mineralnego/parafiny, silikonów, glikolu polietylenowego (PEG), glikoli, chemicznych filtrów UV, syntetycznych barwników, syntetycznych kompozycji zapachowych oraz składników pochodzenia zwierzęcego. Moja skóra pokochała Phenome, mam nadzieję, że wraz ze mną będziecie mieli okazję odkryć tę siłę która drzemie w prostych, cieszących me oko eko/opakowaniach bowiem zaraz po nowym roku będę miała dla Was, moi drodzy czytelnicy, niespodziankę.

Na uwagę zasługują również produkty firmy Decubal, które swego czasu szturmem opanowały blogosferę. I choć wielu z Was może krzywi się na samą o nich myśl z uwagi na towarzyszący przesyt myślę, że warto na nie zwrócić uwagę podczas wędrówek do apteki, bo właśnie tam występują te skandynawskie produkty. W wachlarzu oferty firmy Decubal do wyboru mamy kilka różnych rodzajów produktów zależnie od potrzeb: do codziennej pielęgnacji skóry suchej i wrażliwej serię Decubal basic lub do stosowania w pewnym okresie gdy skóra potrzebuje dodatkowej pielęgnacji – serię Decubal intensive. Osobiście chętnie powrócę do kremowej i aksamitnej pianki, która świetnie radzi sobie ze zmyciem wszelkich zanieczyszczeń, w tym z pełnym demakijażem  oraz do olejku pod prysznic.

Wszyscy Ci, którzy regularnie poczytują mojego bloga wiedzą, że uwielbiam pielęgnację która dostępna jest za kilkadziesiąt eurocentów w drogeriach DM rozsianych u naszych zachodnich oraz południowych sąsiadów. Mowa o produktach z logo Balea, a więc o owocowych szamponach, nieziemsko pachnących żelach i piankach pod prysznic oraz masłach do ciała (tutaj na myśli mam głównie to afrykańskie, które podobno dostępne jest także poza limitowaną edycją z tymże w innej szacie graficznej).

Na moim blogu często poczytać można też na temat kosmetyków sygnowanych nazwiskiem Kingi Rusin. I choć większość tych propozycji bardzo lubię postanowiłam wyróżnić serię niebieską, hipoalergiczną, która w swych szeregach skupia olejek do ciała  idealni radzący sobie z suchością mojej skóry. I choć olejków u Kingi znajdziemy więcej tak tutaj zapach zdeterminował mój wybór. Inną niewątpliwą zaletą olejku jest jego skład czyli kompozycja: oliwy z oliwek, która wygładza i koi, oleju babassu, który uelastycznia, nawilża i jest naturalnym filtrem UV, oleju sezamowego oraz naturalnej witaminy E. Próżno tu natomiast szukać niepożądanych składników jak oleje mineralne i ich pochodne, silikonów, glikolu propylenowego i PEGów, a także konserwantów.

W grupie pielęgnacyjnej znalazły się także jednorazowe chusteczki Alouette, które bez problemu znajdziecie w drogeriach Rossmann, a które można z powodzeniem zastąpić ręcznikami kuchennymi co jest  działaniem zdecydowanie bardziej ekonomicznym; niemniej ja namiętnie, wciąż i ciągle kupuję je dwa razy w miesiącu z uwagi na ich chłonność i trwałość a więc brak rwania się podczas osuszania skóry twarzy, bo właśnie w tym celu ich używam.

Niejako przymuszona (;) Szpilka:*) poddałam się fali zachwytów nad szczotką Tangle teezer. Nie jest możne niezbędna ale trzeba przyznać, że ułatwia rozczesywanie splątanych włosów i jak używam jej od wielu miesięcy, tak nie wyobrażam sobie już bez niej codziennej pielęgnacji włosów.

Jeśli chodzi o kosmetyki kolorowe to w tym roku tych, po które sięgałam namiętnie jest naprawdę dużo. Czasem to kontynuacja moich miłostek jeszcze poprzedniego roku/lat, czasem zupełnie nowe odkrycie. 
Bez wątpienia największym zaskoczeniem tego roku było objawienie w postaci minerałów, a dokładnie tych od Lily Lolo. Na długie miesiące porzuciłam mój ukochany podkład Estee Lauder Double Wear (po który zawsze z przyjemnością sięgam i od czasu do czasu powracam) oraz dwa BBiki od Bioessence 7in1 oraz 10in1 (które również pojawiły się  w zestawieniu bowiem okres ich świetności przypadał na miesiące od kwietnia do sierpnia a i teraz zdarza mi się po nie sięgnąć gdy mam chęć dać oddech skórze mojej twarzy).
Jeśli chodzi o rozświetlacz, bronzer i róże to tutaj byłam wierna i po raz kolejny w moim zestawieniu znajdziecie Mary-lou manizer i mamuśkę od TheBalmCoralistę od Benefit, Narsa oraz Urban Decay. Namiętnie używałam natomiast nowości, które w tym roku pojawiły się w mojej kosmetyczce i mam tu na myśli bronzer Chiffon od Mary Kay, który jest na tyle mocno przeze mnie eksploatowany, że niestety przyjdzie mi się z nim najbliższym czasie rozstać. Drugim, częstym gościem na moich kościach policzkowych był bronzer Hoola od Benefit na równi z kremową bazą Chanel.
Z korektorem miałam niemały problem bo jak już go znalazłam (Maybelline Instat Anty-age efekt) to mi go wycofali i dlatego z żalem muszę go pożegnać i poszukać godnego zastępcy. Póki co większość mi znanych ma tendencje do wysuszania delikatnych okolic oczu a jak wiadomo efekt ten jest niewskazany, zwłaszcza przy tak suchej skórze, której posiadaczką jestem. 
Z kolorowymi cieniami do oczu jakoś specjalnie nie szalałam, natomiast na uwagę zasługuje fakt, że w tym roku zauważyłam znaczne ciągoty do kremowej ich formuły. Dlatego w moim zestawieniu znalazły się te od Estee Lauder oraz Maybelline Color Tattoo. Szkoda, że zapomniałam umieścić na zdjęciach te od Benefit bo myślę, że są równie interesujące.
Zapachom jestem oddana i dlatego i tym razem pojawiają się na mojej liście ulubieńców buteleczki Obsession od Calvin Klein (w końcu nazwa bloga zobowiązuje) oraz Kenzo Elephant oraz L’eaupar. Zawsze myślałam, że irytują mnie te mocno świeże i ogórkowe nuty a tymczasem mocno w nich “zasmakowałam”. 
Nie bez powodu umieściłam tu również żel i balsam do ciała od L’Occitane z kolekcji La Collection de Grasse z między innymi złotym kwiatem i akacją w roli głównej. A to za sprawą urzekającego aromatu  akacji, głównie charakterystyczne wonnych, białych kwiatów w zwisających gronach pojawiających się w czerwcu. Dodatkiem są tu nuty mocno pudrowe – otulające i ciepłe. Całość tworzy mieszankę magiczną i uzależniającą. Jeśli tylko będziecie w pobliżu sklepu stacjonarnego L’occitane koniecznie wstąpcie i poznajcie ten uwodzicielski i kuszący zapach. Niewykluczone że jak ja przepadniecie. Jest to zapach przepiękny i niezwykle trwały.
Jeśli chodzi o paznokcie to tajemnicą nie jest że królowały u mnie piaski oraz glittery! Uwielbiam mocno brokatowe wykończenia i zdecydowanie to one zdominowały blogowe wpisy w mijającym roku. Z innej beczki  to na szczególne wyróżnienie zasługuje zapewne biały lakier od Orly “White out”, który był fundamentem do tworzenia wielu blogowych mani. Biel idealna!
W tym roku odkryłam również jak szybkie i łatwe może być tworzenie wielowarstwowych mani przy współudziale topu przyspieszającego wysuszanie lakieru. Dotychczas przerobiłam Seche Vite Dry Fast Top Coat, Essie “Good to go” a aktualnie jestem na etapie Posche Fast Drying Top Coat, które chyba najlepiej wypada z całej tej trójki. Niemniej nie zależnie od loga jest to zapewne produkt, który kompletnie odmienił pojęcie mojego manicure.
A odżywka Eveline 8w1 to pozycja, która jest ze mną nieprzerwanie od wielu już lat. Dzięki niej moje paznokcie są w doskonałej kondycji. Pisząc to mam na myśli ich twardość, szybki wzrost i brak rozdwajania, mam bowiem świadomość, że za tym wszystkim stoi formaldehyd, który nie wszystkim służy równie dobrze jak mi. Dlatego mając to na uwadze sięgam po niego najwyżej dwa razy tygodniu.
Troszkę się tego uzbierało przyznać trzeba. Mam nadzieję, że przyszły rok również będzie obfitował w nowe odkrycia czego sobie i Wam życzę 🙂
Obsession