Opakowanie to: z wierzchu kartonik ze wszelkimi informacjami, wewnątrz 100ml tubka z miękkiego tworzywa sztucznego. Dodatkowo w opakowaniu łopatka do nakładania i usuwania kremu. Na co większość, w tym ja, zwróci uwagę to zapach, za który odpowiedzialny jest kwas tioglikolowy w składzie. Jest on niestety typowy dla tego typu produktów – znośny ale niezbyt przyjemny i może być drażniący choć mi jakoś bardzo nie przeszkadza. Dla osób posiadających skórę wrażliwą polecam wykonanie wstępnego testu, który ja pomijam z uwagi na gruboskórność ;D (ta różowa wersja przeznaczona jest dla skóry delikatnej jednak przy tego typu produktach łatwo mimo wszystko o podrażnienia).
No to gazetka w dłoń dla relaksu, szpachelka, krem i rozpoczynamy zabawę. Krem stosowałam tylko i wyłącznie na odcinku od kostek do kolan. Przy takim zastosowaniu produktu, którego cena wynosi około 6zł, wystarczyło mi go na trzykrotne pokrycie tej partii ciała. Po nałożeniu sporej warstwy na skórę odczekałam ekspresowe, wg zaleceń producenta, 5 minut (czasami nieco dłużej jak się zaczytałam w lekturze) i za pomocą zgrabnej łopatki usuwałam krem…wraz z włoskami i to ku mojej uciesze wszystkiemi, których pozbyć się zamierzałam. Szybki prysznic po szybko uporał się z pozostałością kremu a nogi były gładziutkie. Żadnych uczuleń czy podrażnień, żadnych wrastających włosków po 4-5 dniach, po których wykonywałam zabieg ponownie. Jest to naprawdę dobry wynik.
Jestem więc bardzo zadowolona z kremu, do którego ponownie wrócę. Głównie widziałabym dla niego miejsce podczas wszelkich wojaży podczas których nie mam czasu czy chęci by codziennie sięgać po maszynkę.
A u Was jak to jest? Po jakie metody najczęściej sięgacie? Czy u Was kremy się sprawdzają?