Pomimo mrozów, które w najlepsze zagościły w naszym polskim krajobrazie, na kosmetycznych półkach rozkwita wiosna, za którą nie ukrywam, pomalutku już mi tęskno. Dlatego by mieć jej namiastkę małymi kroczkami pokazuję na blogu wiosenne kolekcje makijażu – dziś wspólnie z marką Chanel, której kolekcja Chanel Coco Codes pojawiła się już w perfumeriach. Jaka jest Chanel Coco Codes za którą odpowiada Lucia Pica, Chanel Global Creative Makeup and Color Designer? Według mnie słowa zaskakująca i nietuzinkowa oddają to z czym mamy tu do czynienia. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że z wiosną kolekcja ma niewiele wspólnego a zaprezentowanej kolorystyce bliżej do jesienno-zimowych klimatów. To tylko pozory ponieważ wystarczy przyjrzeć się wszystkim produktom dokładniej by się o tym przekonać. Zapewniam, że bliskie spotkanie, którym Was dziś uraczę, pozwoli poczuć lekki i wiosenny powiew. Całość Chanel Coco Codes bazuje na pięciu kolorach, które ukształtowały estetykę i styl Gabrielle Chanel. To czerwień, czerń, złoto, biel i beż i właśnie te kolory są tu myślą przewodnią i królują w kolekcji. Osobiście bardzo mnie to cieszy bo wszystko to co wchodzi w skład Chanel Coco Codes z przyjemnością wykorzystam w codziennym makijażu.
Trudno przygody z Chanel Coco Codes Collection nie rozpocząć od prawdziwego rarytasu jakim niewątpliwie jest róż Harmony Coco Code (Limited Edition) składający się z czterech kolorów o matowym i satynowym wykończeniu. Mamy tu dwie odmiany złota: szampańskie i miodowe, karmelowy beż oraz przepiękną malinowo-różową barwę. Wszystkie one zawierają w sobie moc złotych drobinek, które przepięknie rozświetlają policzki. Całość tworzy dziewczęcy i świeży makijaż. Jeśli natomiast szukacie czegoś o ton delikatniejszego i w odcieniu morelowym proponuję róż Elegance na który zdecydowałam się w zaprezentowanym makijażu. Oba produkty są mięciutkie i cechuje je spora pigmentacja choć jak można się domyślić w Harmony Coco Code jest bardziej zdecydowana.
Czwórka cieni Codes Elegants (274) to mój zdecydowany faworyt. Znajdziemy tu bowiem moc złota, które tak bardzo lubię w makijażu. W kasetce cieni Les 4 Ombres mamy je w dwóch odsłonach, dodatkowo znalazło się miejsce na ciepłą platynę i ciemną, mleczną czekoladę. Wszystkie kolory mają metaliczne wykończenie, mocne i trwałe kolory, które z łatwością nabierają się na pędzelek i blendują na powiece.
Na usta Lucia Pica proponuje czerwienie – w moim makijażu pokrywa je soczysta, oranżowa Independante (176), która być może wydawać się transparentna ale nałożona na usta tworzy piękny, lśniący i jednolity kolor. Transparentności nie można natomiast odmówić pomadce Rouge Coco Shine w odcieniu Noir Moderne (128). To mieszanka czerni i śliwki, bardzo oryginalne i odważne połączenie, które można nakładać samodzielnie lub na inną kolorową pomadkę zmieniając jej oblicze.
W kolekcji znalazły się także trzy lakiery i top nawierzchniowy. Świeża czerwień, która kryje już przy pierwszej warstwie to Rouge Red (546), najjaśniejsza butelka skrywa odcień kości słoniowej i zawiera błyszczące drobinki – to Blanc White (548), beżowy, tworzący schludny manicure to Beige Beige (556) no i Black Metamorphosis Tinted top coat (Limited Edition), który odmieni każdy bazowy lakier i odkryje go na nowo (poniżej nałożony na czerwień Rouge Red). Prezentację lakierów mogliście już widzieć na moim instagramie na który Was serdecznie zapraszam.
Poniżej moja propozycja Chanel Coco Codes Collection. Prócz pomadki Independante (176), złotych cieni i różu Elegance na buzi mam podkład podkład Healthy Glow Foundation No 30 klik oraz tusz do rzęs Dimension de Chanel Mascara 40.