Popularne wpisy

Chanel Eyes Collection
Zobacz Wpis
Chanel Hydra Beauty
Zobacz Wpis
Burberry Complete Eye Palette
Zobacz Wpis
Na górę
22 sie

Balea i takie takie

Zbierałam się i zbierałam aż w końcu uzbierało się wszystkiego tyle, że jeśli w końcu tego nie zrobię zaleje mnie lawina pustych pudełek, które ulokowałam obok biurka, z którego do Was piszę. Przypominam sobie o temacie co rusz kopiąc namiętnie wciąż i codziennie pękaty kartonik. A więc do dzieła.

Tak trochę zamieszam bo głównie chciałabym się skupić na żelach pod prysznic Balea, którym tak ku prawdzie to należałaby się osobna notka, z tego prostego względu że są świetne. Pewnie jak większość wolę pisać, poświęcać czas i energię na to co lubię, mieć podejście zgoła optymistyczne i nienarzekające. Ale pisanie bloga to nie taki znowu łatwy kawałek chleba to i trzeba czasem chmur kilka zawiesić. Taka karma.

Ale zacznijmy od milszej części posta, czyli od wspomnianych żeli. Część z nich trafiła do mnie za sprawą zakupów allegro, część w wyniku mojej obecności u czeskich sąsiadów, gdzie dokonałam zakupów stacjonarnych. Spośród trzech jakie miałam okazję wypróbować serducho skradła malina, no jest bajeczna i pyszna, kremowa, pieni się nieziemsko i pachnie tak, że gdyby świadomość upakowania po brzegi chemią to podlałabym nią moje dietetyczne fitdesery 😀 Oczywiście ostrzegam i mówię wprost, by wytworzyć tu pianę znakomitą, uzbroić się trzeba w gąbkę lub inny czyścik bo solo na rękach wypada to wszystko blado. Odmianą maliny jest kremowe kiwi (a to ci nowina!), ta jest poprawna, nieco kwaskowa i aromatem średnio mi podchodzi, dlatego gdy zużyłam obie 300 mililitrowe butelki, szybko uzupełniłam braki, żegnając się z zielonym partnerem na rzecz maliny (ponownie) oraz chłodzącej odmiany na lato. Może z tym efektem chłodzenia to z deka przesada ale żel ma zapach świeży, który na długo utrzymuje się na skórze; idealnie po biegowym treningu.

Jeśli więc na Waszej drodze kiedykolwiek wyroście drogeria DM wirtualna czy też realna, bierzcie zabierajcie ze sobą te żele, których koszt to około 5 złotych. Uważam, że spokojnie mogą konkurować z rossmannowska Isaną, ba! są od niej lepsze.


Te czekają w kolejce
Dobra! Wstęp był przydługawy więc resztę przekażę w telegraficznym w skrócie.
Z poniższych jedynie dwa produkty zasługują na to by do nich powrócić. Są nimi: antyperspirant Nivea energy fresh trawa cytrynowa, który ma wszystkie parametry i właściwości by być moim KWC, używam namiętnie, od dawna i powracam wciąż i wciąż należy się mu więcej miejsca na blogu więc za jakiś czas obszerniejsza relacja.
Drugi produkt to peeling antycellulitowy i ujędrniający od AA. Świetna seria, którą zdobyłam dzięki dużym zniżkom (19.90PLN). Niestety spowodowane były one najprawdopodobniej wycofywaniem z półek produktów więc mimo szczerych chęci nie wiem czy będą powroty.

Średniaki, które były jednorazowym epizodem to:

Blogbox’owy olejek (?) do kąpieli liczi&rambutam (WTF?) od Farmony. Przyjemny ale bez szaleństw. Podobno ma opalizujące drobinki, których ja nie odnotowałam. Nie zanotowałam tu też właściwości, które przypisuje się olejkom, od przeciętny, ładnie pachnący żel, płyn do mycia.

Przyjemne doświadczenie od Lush czyli kule i babeczki do kąpieli. Nie żebym kwiczała z radości. Na razie nie rozumiem fenomenu Lush, nie wiem czy chcę poznać.

Maseczka rozgrzewająca nie wiem skąd pochodzi. Pochodzenie nieznane ale była przyjemna.

Kilka produktów od Lirene.
Płyny do higieny intymnej bardzo typowe, odświeżają, nawilżają, niestety mało wydajne i szybko zakończyły swój u mnie żywot. Koszt to 13zl/ 300ml, chyba wolę mój stary płyn za piątkę.

Balsam antycellulitowy z serii STOP. Kolejny poprawny i dość przyjemny a to za mało by sięgać po niego po raz kolejny. Wolę bardziej zdecydowane działanie a tutaj mam balsam o ładnym zapachu, lejącej konsystencji i cieniutkim składzie. Było miło ale zmuszona jestem powiedzieć stop i dziękuję. Koszt: 15zł/ 250ml

A teraz kilku produktom się oberwie.

Obydwa micele to bubel, przy czym jeden z bubli kosztuje 5zł (Marion) a drugi bubelon 13zł (Lirene). Nie wiem co za szaleniec postanowił nadać tym produktom status miceli do demakijażu bo nie mają z nim one nic wspólnego, no kompletnie nie po drodze. Do odświeżenia? proszę bardzo! ale na pewno nie do usuwania makijażu. Raczej jego rozcierania :/
Odechciewa się dalszych analiz choć warto wspomnieć o składzie tego różowego. Krótkie słowo: porażka! radze się wystrzegać.

O matko! o panienko przenajświętsza! co za szatan i zły duch pokusił mnie i sprowadził na złą drogę kupna poniższego? tak naprawdę to chciałam zrobić niespodziankę mojemu lubemu. W tym celu wydałam całe 9złotych polskich i kupiłam wielki kubeł z Biedronki. Kubeł jest plastikowy, zawierał w sobie 600ml żelu i dość dobrze radził sobie z myciem… nóg, bo do takiego celu został przeznaczony. Upadł więc nisko.

Ok, woda termalna od Avene bublem nie jest ale ja nie widzę konieczności stosowania takowego więc puchę pojemności 300ml męczyłam z rok albo i więcej. Chyba już jet po terminie?
Caudalie? kompletna klapa, antytalencie w kategorii demakijażu. Mleczko powodujące drażliwą powłoczkę na oczach mych, nie zmywa dokładnie nawet podkładu, o tuszu nie wspominając. Cosik nie poszło jednak, nie zagrało, zgrzyt.

Idę wyrzucić śmieci.

Obsession